czwartek, 20 listopada 2014

Miniaturka urodzinowa (?) [Snily]


30 grudzień 1979r -pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj.
  Było już grubo po północy, gdy zapukała do jego drzwi wyrywając go ze snu. Nie był z tego powodu szczęśliwy, oj nie był. Pierwszą myślą po otworzeniu ciemnych oczu było ''zabiję, zaavaduję, uduszę poduszką''. Z zamiarem wypełnienia obietnicy danej swojemu sumieniu wstał z niewygodnej kanapy, przejechał rękoma po bawełnianej koszulce nieco ją prostując i ruszył w stronę dochodzącego stukotu, łapiąc po drodze różdżkę. Jednym szarpnięciem otworzył drzwi i machinalnie podniósł magiczny patyk do góry, celując w stojącą przed nim kobietę.
  Mimo, że nie widział jej już od  roku rozpoznał jej twarz natychmiastowo. Migdałowe oczy w odcieniu soczystej zieleni, drobny nos pokryty jasnymi piegami, wąskie usta ułożone w nieśmiałym uśmiechu i rude włosy spięte w wysokim kucyku. Przełknął głośno ślinę i odsunął się, aby wpuścić zmarzniętą kobietę do swego skromnego domostwa.
-Wejdź.-zaproponował schrypniętym głosem-Nie jest najcieplej, a ty jak zwykle zapomniałaś czapki i szalika. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.
Rudowłosa pokiwała głową i przekroczyła próg mieszkania. Wraz z gospodarzem podążyła do małego saloniku, który przywodził na myśl ciemny, obity gąbką pokój w szpitalu psychiatrycznym. Ściany całkowicie pokrywały książki, z których większość oprawiona była w starą, czarną lub brązową skórę; wyświechtana, aktualnie pościelona, kanapa, stary fotel i kulawy stolik stały ściśnięte razem w kręgu mdłego światła kominka stojącego w rogu pomieszczenia.
  Snape wskazał swemu gościowi fotel, jednak pani Potter odmówiła kręcąc głową i oparła się o jeden z licznych regałów.
-Przepraszam, że nachodzę cię o tak zbójeckiej porze.-zaczęła drapiąc się po głowie- Pewnie pomyślisz sobie teraz: ''głupia mugolaczka nie wie, że mam inne rzeczy na głowie niż goszczenie jej o pierwszej w nocy'', to byłoby bardzo na miejscu. Szczególnie, że.. są takie, a nie inne czasy.
-Przestań.-mruknął siadając na sofie- Nie mam nic przeciwko twoim wizytom, nawet o pierwszej w nocy, co innego gdyby zjawiłby się tu Potter- dostałby czymś porządnym za samo to, że oddycha tlenem na mojej posesji.
Lily zaśmiała, a jej śmiech był pełen radości i dziwnego spokoju, nie spotykanego w trakcie wojny nawet u dzieci. Uwielbiał ten dźwięk-jakby miliony małych dzwoneczków powiewało na wietrze, jakby szczęście pukało do jego bolącego serca.. Jeśli w ogóle jeszcze je miał. Spojrzał na swoje pełne blizn dłonie i ze złością potrząsnął głową. To były dłonie mordercy. Zabójcy takich jak ona- nieczystych, którzy byli przecież ludźmi. Mieli rodzinę, przyjaciół, dzieci.. które nigdy nie będą miały szansy dowiedzieć się o wspaniałości swoich rodziców z niczego innego niż krótkiej notatki w książce od historii. Może niektórzy z ofiar zostaną zaszczyceni bardziej widocznym kolorem czcionki albo jej pogrubieniem, ale czy to coś zmieni?
  Z bólem zwrócił wzrok  na wesołe oczy nieodwzajemnionej miłości. Cieszył się z każdej chwili jej wesołości, wiedząc, że w przyszłości nie będzie miała wiele okazji do tego szczerego uśmiechu. Szykowała się wojna, w której ona- Lillien  Katherine Potter, grała jedną z głównych ról.
-O to akurat nie musisz się martwić. Wątpię by James w środku nocy przyszedł do ciebie na kawę, po pierwsze dlatego, że kawy nie pije, a po drugie..
-Nie darzy mnie sympatią?-zgadywał- Cóż myślę, że nie jest to uczucie nieodwzajemnione. Dalej nie rozumiem co widzisz w tym bęcwale. Żeby on chociaż był przystojny, ale nie jest. Niski, chudy, nieuczesany. Wygląda jak niedożywiony nastolatek, a nie dorosły mężczyzna.
-Widzę w nim osobę, która kocha mnie całym sercem i byłaby w stanie wskoczyć za mną w ogień. Ale masz w pewnym sensie rację, mógłby zacząć się czesać.
Dziewczyna ponownie się zaśmiała, jednak tym razem mężczyzna nie zwrócił już na to takiej uwagi. Myślał o jej słowach. ''Widzę w nim osobę, która kocha mnie całym sercem i byłaby w stanie wskoczyć za mną w ogień''. Idealnie opisywały jego postawę, uczucia tłumione przez lata. Kochał i nienawidził. Cierpiał, jednak chciał doświadczać bólu jej obecności. Chronił, jednocześnie krzywdząc. Wszystko było pełne sprzeczności, jednak czyż miłość nie jest sama w sobie jedną wielką sprzecznością?
   Lily odepchnęła się od półki i ruszyła w stronę fotela, na którego po chwili wskoczyła. Zachowywała się dziecinnie, ale nie krytykował jej za to-taka już była i najwyraźniej nic nie mogło jej zmienić.
-I nieco przypakować.-kontynuowała-Tak, to też by się przydało, zresztą, nie tylko jemu..-mruknęła spoglądając ukradkiem na kościste nogi Snape'a.-Od naszego spotkania straciłeś dość dużo na wadze..
-Czy to ważne?
-Wszystko związane z tobą jest dla mnie ważne. Jesteś mi bliski, Sev, wiesz o tym doskonale.
-Nie aż tak bliski jak kiedyś.
-Moje uczucia wobec ciebie się nie zmieniły. Chcę byś był blisko. Mnie, Jamesa.. naszego dziecka.
Źrenice byłego ślizgona rozszerzyły się tak, że tworzyły teraz jedną wielką plamę czerni. Dziecko? Mocno zacisnął usta aby nie wykrzyczeć tego co naprawdę myślał .Że jest nieodpowiedzialna, bezmyślna i samolubna, że niedługo może zostać jedną z tych kobiet, o których trzeba nauczyć się na sprawdzian, że naraża to małe stworzenie na cierpienie, a nawet na śmierć, że.. że jest to dziecko Pottera, a nie jego.
  Czuł jakby rozpadał się na kawałki, jakby wszelkie marzenia przestały istnieć, a życie w momencie straciło sens. Nie chciał już tu siedzieć i rozmawiać o głupotach. Nie chciał patrzeć na dziewiętnastoletnią dziewczynę, która na samym początku życia pozbawiła się go.
-To dlatego przyszłaś? Żeby mi powiedzieć, tak?
Wstał z kanapy i ruszył do kominka, na którym stała w połowie pusta whiskey. Chwycił szklaną butelkę w lewą dłoń i pociągnął porządnego łyka.
-Żeby oznajmić radosną nowinę! Kur**, Evans, gdzie ty miałaś głowę, co? Tylko bez szczegółów, proszę, jestem na to zbyt delikatny.-kpił z niej chodząc po pokoju jak jakiś paralityk- Masz dziewiętnaście lat do jasnej cholery, dopiero co skończyłaś szkołę i już pakujesz się w..-wziął głęboki oddech i przystanął w najbardziej oddalonym od niej rogu pokoju-Zakon nie jest na tyle silny, żeby pozwolić sobie na wielkie baby boom, Lily, dobrze o tym wiesz.-mówił już spokojniej-Każdy człowiek jest ważny, a teraz.. Ty, Alice, Molly i Josie.. Jesteście zupełnie wykluczone z wszystkich akcji, z działań. Narażacie partnerów, bo zamiast myśleć o sobie i robić to co należy będą rozkojarzeni, bo ''ciekawe czy moja kochana córusia jeszcze śpi". Zresztą, to tylko czas ciąży. Co będzie potem? Zostawisz niemowlę same w domu i pójdziesz walczyć?
  Kobieta nie wykonała żadnego ruchu, który świadczyłby o urazie, zdziwieniu czy chociażby bólu, spowodowanym reakcją czarnowłosego. Spodziewała się podobnych wyzwisk, szukania ratunku w alkoholu i rzucania talerzami, o ile takowe byłyby w pobliżu. Szczęśliwie znajdywali się w pomieszczeniu wolnym od szkła. Usłyszała brzdęk i obróciła się za siebie, gdzie w kałuży z resztek trunku leżały kawałki  grubego szkła. ''Teraz już wolnego'' pomyślała.
-Nie wiem.-odpowiedziała szczerze-Nie wiem jak będzie po porodzie, nie wiem jak będzie wyglądać ciąża, nie mam pojęcia czy w ogóle dożyję drugiego trymestru. Głowę miałam w wyjątkowo ciekawych miejscach, a czy pakuję się w kłopoty? Owszem. Jak to stwierdziłeś ''niektóre rzeczy się nie zmieniają''. Nie przyszłam tu jednak żeby się chwalić czy zapraszać cię na imprezę z misiami i masą kolorowych baloników, choć możesz być pewny, że gdy będę taką organizowała pierwszy zostaniesz poinformowany.
-O co więc chodzi?-spytał patrząc w jej duże zielone oczy
-Musisz mi coś obiecać, Severusie.-podeszła do mężczyzny i chwyciła jego zimne ręce- Gdyby.. gdyby stało się coś złego i.. ja i James..
-Nie mów tak, Evans.-wyszeptał i odgarnął niesforny kosmyk spadający na jej drobny nosek-Nie mów tak..
-Severusie-upomniała go delikatnie- dobrze wiesz jak to jest. Nad dziećmi czasem się litują, lecz dorośli to już zupełnie coś innego.Chcę być pewna, że po mojej śmierci ktoś z tego świata będzie miał oko na moje maleństwo, że ktoś pomoże mu wkroczyć do magicznego świata. Ty masz już wprawę.-uśmiechnęła się delikatnie i pogładziła mężczyznę po przetłuszczonych włosach- Uczyłeś chyba najmniej pojętną czarownicę na świecie, gdy byłeś jeszcze chłopcem, czemu więc miałbyś nie poradzić sobie teraz z dzieciakiem?
-To dzieciak Pottera. Nie wiem czego mam się spodziewać.
-Proszę.
-Zrobię to dla ciebie.-obiecał dotykając jej policzka- Jednak wolałbym żebym nie był do tego zmuszony. 
-Ja też-przyznała odsuwając się od niego- Szczerze mówiąc zupełnie nie umiesz tłumaczyć transmutacji i wróżbiarstwa, za to eliksiry to zdecydowanie twoja działka. Może zaczniesz kiedyś uczyć?
-Może-mruknął, patrząc na wychodzącą dziewczynę,-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
-Niedługo-obiecała.

  Nie spotkali się już nigdy. Ona- nie mogła opuścić domostwa, w którym ostatecznie zginęła. On-bał się widoku ich syna i spotkania z Jamesem.
  Przez jedenaście lat żałował, że nie miał odwagi napisać, odwiedzić, gdy była szansa. Teraz- 1 września 1991 roku, wreszcie uświadomił sobie czego tak naprawdę się bał. Patrząc na chłopca w tłumie innych pierwszoklasistów widział kopię jego-tyrana, który nie dość, że zniszczył mu całe dzieciństwo to odebrał jeszcze miłość życia. Widział tą samą sylwetkę, rozczochrane włosy sterczące we wszystkie strony, okulary leżące na garbatym nosie , ciemne brwi. i..oczy, które nie raz nawiedzały go w koszmarach.
-Jak myślisz, Severusie, szykuje się nowy ślizgon?-zagaiła go Rolanda
-Wątpię, Hooch, jego rodzice byli zbyt gryfońscy żeby trafił do Slytherinu, a szkoda, byłoby mi łatwiej.

---
Dobrze, słowem wstępu- wszystkiego najlepszego, Natalia.
Nie wiem czy Ci się spodoba. Snape jest jak dla mnie mało Snape'owaty, ale to twoja wina, bo dałaś mi tak mało czasu. Jest krótko, trochę słodko, trochę tragicznie.. zwyczajnie.
Dziwnie pisało mi się coś innego niż Dramione, to mój debiut z tym parringiem, ogólnie z czymkolwiek innym niż Draco i Hermiona. Czy mi się spodobało? Szczerze mówiąc- tak. 
 Może kiedyś ponownie spróbuję swoich sił w tym gatunku.
Rozdział się pisze, ale jeszcze trochę potrwa zanim go dokończę.
Pozdrawiam serdecznie,  Nesta.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział drugi


  Wracając do dormitorium Hermiona nie była w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż cieplutkim łóżeczku i szklance pysznego kakao, czekającego na nią w pokoju. Była wykończona. Pozornie niewinna rozmowa na lekkie tematy przerodziła się w dokładną analizę projektu. Punkt to punkcie przerabiali wszystkie ''za i przeciw'' oraz możliwe komplikacje. Skończyli dopiero koło pierwszej, słysząc zrzędliwe ''A oni jeszcze tam siedzą, potem się smarkaczom w głowach przewraca i nie chcą spać po nocach. Taki im przykład nauczyciele dają.'' Filcha. Uznali wtedy wspólnie, że dokończą rozmowę w późniejszy terminie, a dziewczyna powinna jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
  Teraz maszerowała przez korytarz na piątym piętrze i zastanawiała się w jakim stopniu Dracon w ciągu tych kilku godzin zmienił ich salon. Czy można było go już nazywać jaskinią rozpusty, czy raczej brakowało mu trochę do tego zacnego tytułu? Ostatnim razem, gdy spędzała wieczór w pokoju wspólnym gryfonów i zeszło jej tam troszkę dłużej, zastała pomieszczenie w stanie przypominającym typową melinę. Wszędzie walały się butelki po ognistej i kilku innych rodzajach przemyconego alkoholu, początkowo biały dywan zdobiła pomarańczowa plama i kilka czarnych kółeczek- wypalonych papierosami i Merlin wie czym jeszcze. Ściany pokrywały obraźliwe określenia rywalek do serca, a raczej łóżka, ukochanego, orzechowy stolik do kawy leżał połamany pod wypalonym kominkiem, a zasłony zupełnie zszarzały od dymu. Początkowo, widząc zniszczenia, nie zwróciła nawet uwagi na brak sprawcy tego bałaganu. Dopiero po chwili udała się na poszukiwania. Znalazła go w pokoju. Nie, nie spał grzecznie jak blond aniołek z aureolką nad główką. Był zajęty.. czymś o wiele praktyczniejszym, jak to później opisał.
   Stanęła przed portretem królowej Maeve i uśmiechnęła się przepraszająco do zaspanej kobiety ubranej w sięgającą do kostek koszulę nocną.
-Dobry wieczór, madame.-przywitała się lekko uchylając głowę.-Przepraszam za naruszanie spokoju. Spotkanie z dyrektorem troszeczkę się przesunęło, wiem pani jak to bywa..
Brązowowłosa piękność skierowała swe jasnoniebieskie oczy na dziewczynę i prychnęła wyniośle.
-Mało obchodzą mnie wasze spotkania. Uważam je za niepotrzebne i absolutnie źle ustalone. Powinniście ustalać je w godzinach porannych, może wtedy wyrobilibyście się na czas.
-Oczywiście, postaram się..
-Och, kończ już te niepotrzebne grzeczności i podaj to przeklęte hasło. Nie mam zamiaru zmarnować na ciebie całą noc. Muszę przespać minimalnie osiem godzin, inaczej moja skóra.. To konieczność!
-Absolutnie rozumiem. Już nie będę pani przeszkadzać. 'ślizgońscy zwycięzcy przegrywają z gryfonami'
  Wymówiła hasło i spojrzała na otwierające się przejście.Ponownie uchyliła głowy i szybko podreptała do salonu- wyglądającego zadziwiająco normalnie. Pokój nadal był czysty, przytulny, zachowujący swój jasny wystrój. Kominek był zapalony, na stoliku nocnym leżały pozostawione przez gryfonkę książki i notes, a na półce walały się magazyny sportowe chłopaka. Wszystko wyglądało tak jak przed kilkoma godzinami i nic nie wskazywało na jakąkolwiek libację czy mniejszą imprezę. ''Może odwiedził stare śmieci?'' pomyślała przyglądając się gablotce z alkoholem. ''Albo zaprosił ich do dormitorium?''
  Przetarła oczy piąstką i opadła na kanapę. Nie miała nawet siły pokonać dwudziestu metrów dzielących ją od własnego królestwa i wygodnego posłania.
---
-Granger, ty żyjesz?
Usłyszała nad sobą znienawidzony głos współlokatora, który jakimś cudem znalazł się w jej pokoju o tak wczesnej porze.
-Wiem, że wychowałaś się w mugolskiej rodzinie, ale nie zwalnia cię to ze znajomości savoir vivre. Powinnaś wiedzieć, że gdy ktoś pyta się ciebie o coś, oczekuje odpowiedzi. Spróbujmy więc raz jeszcze. Granger, żyjesz?
  Dziewczyna przykryła  głowę kocem i odwróciła się plecami do chłopaka, myśląc, że ten zniechęci się rozmową. Niestety, nie doceniła upartości młodego Malfoya.
-Wnioskuję, że odpowiedź brzmi ''Pieprz się, Malfoy, chcę spać'' czyli inaczej ''Owszem, żyję, mam się całkiem dobrze. Miło, że pytasz.'', prawda?
Hermiona otworzyła jedno oko i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie, nie swoim pokoju. Salonie, miejscu, gdzie wczoraj zasnęła, a z którego nikt nie zaniósł jej do wygodniejszego legowiska.
-Czemu wstałeś tak wcześnie? Jest sobota, godzina.. hmm.. dziewiąta, a ty już na nogach?
Wymamrotała ponownie zamykając swe czekoladowe ślepia. Nie obchodziło ją zupełnie czemu, po co i w jakim celu Dracon ruszył swój chudy tyłek z łóżka o tak zbójeckiej porze, ale musiała zmusić się na grzeczność, w innym wypadku blondyn gotów był zamęczyć ją durnymi pytaniami.
-Po pierwsze jest godzina siódma czterdzieści cztery, po drugie-piątek, nie sobota, a po trzecie.. za piętnaście minut zaczyna się transmutacja, którą mamy razem. Radziłbym ci się pośpieszyć, złotko. Czemu wstałem? Kolejne spóźnienie nie jest mi potrzebne, tobie chyba również nie.
  Uśmiechnął się złośliwie i ruszył w stronę przejścia. Młoda Granger nie zwróciła na to uwagi. Przekręciła się na drugi bok będąc pewną, że ślizgon robi sobie z niej żarty. ''Piątek, wolne sobie. Jeśli idiota myśli, że dam się nabrać na te..'' i nie dokończyła, tylko wyprostowała się i otwarła szeroko oczy. ''Piątek, transmutacja, wypracowanie na sześć stóp o animagii, potem eliksiry i wywar Szarej Rzeczywistości.''. Jak ona mogła zapomnieć?! Czy to możliwe, że projekt pochłonął ją w takim stopniu, że zlekceważyła naukę? Przecież obiecywała sobie, że połączy te dwie rzeczy i poradzi sobie, skończy szkołę z najlepszymi wynikami, ze stuprocentową frekwencją, bez ani jednego spóźnienia!
  A teraz? Teraz wbiegała do swojego pokoju i w pośpiechu zakładała beżowe pończochy.''Kto wymyślił tak denerwującą część garderoby?''-mamrotała pod nosem, szukając plisowanej spódnicy od mundurka.
Położyła ją na krześle- tak jak sukienkę, bluzę z kapturem, spodnie dresowe, dół od pidżamy, koszulkę polo i różowy stanik- prześwitujący pod jej białą koszulą, która leżała aktualnie pod łóżkiem wraz z czerwonozłotym krawatem. W ciągu pięciu minut była ubrana, po kolejnych pięciu jej włosy nie wyglądały aż tak strasznie. Jednym ruchem różdżki spakowała książki i wybiegła z dormitorium potykając się o własne nogi, spowite w czarne baleriny- najniewygodniejsze buty jakie powstały, zaraz po szpilkach.
  Pędziła korytarzami nie  raz przepychając się między pierwszakami i popychając guzdrzących się puchonów. Było to może zachowanie nieodpowiednie, ale konieczne w sytuacji w jakiej się znalazła. Zostały trzy minuty, a ją do celu nadal dzieliły dwa piętra.
---
  Wpadła do sali na dwie sekundy przed pojawieniem się pani profesor i zajęła pierwsze wolne miejsce- obok Teodora, jedynego ślizgona nie kierującego się rasizmem. 
-Cześć- wyszeptała odwracając głowę w jego stronę- mam nadzieję, że nikogo nie podsiadłam.
-Gregory wystawił mnie dzisiaj dla Seamusa i jego ''błękitnych ślepi'', więc nie masz się czym przejmować.
-Nie wiedziałam, że łączy ich coś.. emm.. poważnego.
-Bo nie łączy.-usłyszała za sobą. Szybko obróciła głowę i zauważyła  dwie znienawidzone twarze.- to tylko seks, Granger. Luźna relacja polegająca na wzajemnym dawaniu przyjemności. Nawet Finnigan nie wierzy już  w emocjonalne dyrdymały wypisane w książkach.

---
Rozdział drugi..
Znowu mieszane uczucia. Dużo dialogów, mało opisów, długość też pozostawia wiele do życzenia..
Myślę, że takich ''nijakich'' rozdziałów będzie jeszcze kilka, potem zaczniemy akcję z wymianą i poznamy Aleca! Jestem optymistycznie nastawiona, mam nadzieję, że wyjdzie fajnie.
Proszę o komentarze.
~Nesta



niedziela, 26 października 2014

Rozdział pierwszy


  -Otwórz te cholerne drzwi, fretko!-krzyczała próbując coraz to nowe zaklęcia. Była zdenerwowana. Od ponad dwudziestu minut próbowała dostać się do swojego dormitorium- wymawiała inkantacje, rzucała zaklęcia, biła, tłukła i darła się w niebo głosy, na próżno. Blond kretyn zabarykadował się od środka i za nic nie chciał wpuścić współlokatorki. Nawet szantaż i przekupstwo nie pomogły- On po prostu zdecydował się siedzieć w pokoju cały dzień i nie reagować na dźwięki dochodzące z korytarza. ''O ile jakieś dochodzą.''-pomyślała. Wystarczyło jedno zaklęcie aby pozbyć się uciążliwego hałasu, ale wątpiła aby skorzystał z niego w tej sytuacji. Przecież jej złość powodowała uśmiech na jego twarzy.-Nie rozumiesz, że mam spotkanie z Dumbledorem za jakieś pół godziny, a muszę się jeszcze przebrać i przeczytać materiały, które rzekomo powinniśmy przygotowywać razem? Malfoy, ratuję ci skórę z tym projektem i nie oczekuję wdzięczności, ale na Merlina, mógłbyś mi chociaż nie utrudniać zadania. Ja nie mam w tym żadnych korzyści, Ty-tak.
  Usłyszała jakby szuranie krzesła i charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Szybko podskoczyła do przejścia i nacisnęła mosiężną klamkę, która zaraz jej ustąpiła. Jej oczom ukazał się znajomy widok pokoju wspólnego- przytulnego pomieszczenia urządzonego  w odcieniach beżu i brązu. Uśmiechnęła się z satysfakcją i przekroczyła próg szukając wzrokiem ślizgona. Siedział on na fotelu, ze szklanką w ręku i nogami opartymi o stolik do kawy. Wyglądał na zrelaksowanego i zadowolonego z siebie. Stresowanie jej ewidentnie sprawiało mu radość.
-Nie musisz mi tego wypominać, Granger. Zresztą, mało obchodzi mnie ocena z mugoloznawstwa, uważam ten przedmiot za zupełnie niepotrzebny i nie rozumiem czemu uznali go za obowiązkowy. Jak dla mnie mógłby nie istnieć. Moglibyśmy się wtedy skupić na naprawdę ważnych lekcjach.
  -Na przykład na Eliksirach, tak? To chyba jedyna dziedzina nauki, która jest twoim zdaniem warta uwagi. Bezpodstawnie, nawiasem mówiąc. Mugoloznawstwo, szczególnie w czasach tak szerokiej nienawiści, jest bardzo potrzebne. Pokazuje, że między czarodziejami, a osobami niemagicznymi nie ma aż tak dużej różnicy. Hermiona poczerwieniała z gniewu i sztywnym ruchem poprawiła niesforne kosmyki wymykające się z jej artystycznego koka. Olewające zachowanie Malfoy'a irytowało ją już od jakiegoś czasu. Wciąż ''nie teraz, Granger'', ''Nie mam czasu, Granger'', ''Zrób to sama, Panno wszechwiedząca''. W ciągu dwumiesięcznego przygotowywania tylko raz zjawił się na spotkaniu u dyrektora- gdy nie wiedział jeszcze po co został wezwany. Później zawsze był ''zajęty'', najczęściej długonogimi pustakami ze znajomością tylko jednego zaklęcia- wypełniającego. A to jemu powinno zależeć! To jemu groziło niezdanie OWTM-ów z tego przedmiotu. To on był zagrożony, nie ona. Czemu więc olewał wszystko?
  -Eliksiry mogą przydać mi się w przyszłej pracy, a nauka o mugolach? Wybacz, ale nie mam zamiaru zajmować stanowiska starego Weasley'a. Jeśli cię tam ciągnie, proszę bardzo. To chyba najodpowiedniejsze miejsce dla ciebie i twojego pochodzenia.
Mówił to wszystko nawet na nią nie patrząc. Ze spokojem wpatrywał się za to w czerwono niebieskie języki ognia w kominku. Jakby to one były godniejsze jego uwagi.
-Jesteś świnią, Malfoy.
  Wycedziła przez zęby i obróciła się na pięcie. Kontynuowanie rozmowy uznała za marnotrawstwo i stratę czasu, którego i tak miała już  niewiele. Z dumnie uniesioną głową ruszyła w kierunku kręconych schodów. Nie zamierzała pokazać swojemu wrogowi, że ostatnie zdanie trochę ją zabolało.

---

  Lekko przed dwudziestą pierwszą stanęła przed posągiem chimery. Figura tak rzadkiego zwierzęta od zawsze ją intrygowała. Gdy była młodsza zastanawiała się nad dokładnością w oddaniu wyglądu hybrydy. Żadne książki czy czasopisma nie ukazywały jej wyglądu, skąd więc autor mógł znać jej kształt, wielkość, wygląd? Musiałby ją spotkać i przeżyć, a było to niemożliwe z powodu dzikości zwierzęcia. Więc jak powstało to dzieło? Do teraz się zastanawiała.
  Delikatnie musnęła palcem grzywę lwa i odsunęła się o dwa kroki czekając na reakcję. Zwierzę zaczęło się budzić. Przeciągnęło się jak na kota przystało, po czym wyprostowało chude nogi i zaczęło wymachiwać syczącym ogonem. Minęła chwila zanim zwrócił bystre oczy na nastolatkę.
-Nazywam się Hermiona Jean Granger, prefekt naczelna Gryffindoru,uczęszczam na siódmy rok nauki. Jestem umówiona z dyrektorem Dumblerorem na rozmowę w sprawie projektu ''Z mugolami na 'Ty' ''.
Posąg zmrużył swe oczy i z ciekawością przyglądał się stojącej przed nim dziewczynie.
-Czy znasz hasło, Hermiono Jean Granger, wychowanko domu walecznego Godryka?
Tubalny głos był słyszalny chyba nawet na drugim końcu korytarza. Hermiona odgarnęła, nadal wilgotne po kąpieli, jasnobrązowe fale z ramion i obejrzała się czy aby nikt nie podsłuchuje.
-Lukrowe laseczki.-wyszeptała, a chimera natychmiastowo ustąpiła jej przejście.-Dziękuję.
  Wspięła się po spiralnych, ruchomych schodach, które doprowadziły ją do dębowych drzwi. Lekko w nie zastukała, a po usłyszeniu ''Wejdź, Hermiono'', otworzyła. Rozejrzała się po pomieszczeniu i pierwszym co rzuciło się jej w oczy była Tiara Przydziału, ta sama, która osiem lat temu zastanawiała się nad wyborem: intelekt, a odwaga. Wybrała odwagę, ale czy na pewno był to dobry wybór?
Panna Granger przez lata zastanawiała się jakby to było, gdyby trafiła jednak do Ravenclaw'u
Czy przeżyłaby te wszystkie przygody czy zaprzyjaźniłaby się z Harrym, Ginny i Ronem? Może w ogóle by ich nie znała, może zamknęła by się w bibliotece z innymi krukonami i nie godziłaby się na jakiekolwiek wyjścia, imprezy? Czy stałaby się drugą McGonagall?
-Wiele osób zastanawia się nad tym ''co by było gdyby'', zupełnie niepotrzebnie. Tiara mimo swojego wieku nadal radzi sobie całkiem nieźle. Jeszcze nigdy się nie pomyliła, a przynajmniej ja o takiej pomyłce nic nie wiem. Jesteś książkowym przykładem gryfonki, Hermiono. Jesteś uczciwa, odważna, prawdomówna i honorowa, nie wyklucza to jednak mądrości, z której słyniesz.
-Naprawdę miło mi to słyszeć panie dyrektorze.
Uśmiechnęła się nieśmiało i podeszła do mosiężnego biurka, przy którym siedział mężczyzna.
-Usiądź proszę, to może długo potrwać.
Czarodziej odwzajemnił uśmiech i wskazał lewą ręką stojący przed nim krzesło, na którym dziewczyna szybko usiadła.
-Nie oszukujmy się, wielkimi krokami zbliża się grudzień, a my mamy na razie ustalony jedynie termin waszego wyjazdu do Aarona i Florence. To rodzeństwo urodzone ze związku mugolki i czarodzieja półkrwi,
niemające żadnego związku z naszym światem, jeśli nie liczyć książek fantasy, które Florence pochłania z zamiłowaniem. Znają swoje pochodzenie, ale sami nie wykazują umiejętności magicznych. Waszym zadaniem jest przedstawienie im świata ich przodków.Wiesz chyba o czym mówię, prawda?
Zapytał, a szatynka pokiwała głową z wyrazem zamyślenia wypisanym na twarzy.
-Dziewczyna jest w wieku twoim i Dracona, chłopak jest dwa lata starszy, ma rocznego synka, który będzie wam towarzyszył podczas.. zwiedzania. Mam nadzieję, że nie jest to problem?
-Nie, absolutnie. Jeśli tylko da nam spać..
-Myślę, że wystarczy zaklęcie wyciszające i nie będzie z tym problemów. Wyjeżdżacie dwudziestego grudnia z Hogsmeade około godziny dwunastej. Podróż potrwa cztery do sześciu godzin, oczywiście nie będziecie sami w pociągu, ale nie spodziewałbym się wielu podróżników. Na miejscu będzie na was czekać Florence. Rozpoznacie ją po ognistych włosach i szczupłej budowie. Nie musicie się obawiać, dobrze wie jak wyglądacie i bez problemu was rozpozna.
-Czy będzie na peronie 9 i 3/4? Powiedział pan..
-Och, słuszna uwaga, panno Granger. Panna Wilson będzie na was czekać przed peronem dziesiątym. Nie powinno być kłopotu ze spotkaniem, ale w razie kłopotu możecie skontaktować się telefonicznie. Pojedziecie razem do akademika Florence, gdzie będziecie mogli zjeść, odświeżyć  i trochę się przespać. Raczej nie będzie was zmuszała do eskapad po mieście, spędzicie pierwszy dzień spokojnie. Dopiero następnego dnia wyjedziecie do Manchesteru- rodzinnego miasta nastolatków. Tam poznacie Aarona, jego synka Aleca i Helen-ich matkę. Późniejszych planów niestety nie znam.
-Wyjazd nie powinien być kłopotliwy, niech pan dyrektor nie zapomina, że znam tamten świat lepiej od magicznego. W razie jakichkolwiek kłopotów jestem w stanie zadbać o siebie i Malfoy'a.  W ostateczności zadzwonię do.. Florence, tak? Podawałyśmy sobie numery listownie. Jedynym problemem, który widzę są szkolne zaległości. Przez dwa tygodnie nazbiera ich się dość sporo..
-Pan Zabini-jeden  z lepszych uczniów na siódmym roku, będzie regularnie wysyłał wam zadania sowią pocztą. Będzie to ciekawe doświadczenie dla państwa Wilsonów.
-O ile zechce wysyłać lekcje szlamie- wyszeptała.
---
Tak więc przed wami rozdział pierwszy.
Udany, nieudany? Pozostawiam waszej ocenie.
Przepraszam, że tak krótko, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie (szkoła) i żeby nie dodawać rozdziału raz na miesiąc postanowiłam wrzucać krótsze, ale częstsze posty.
Czy może tak być?
~Nesta

niedziela, 19 października 2014

Prolog

Wtorek, 7 września 1999r.

   Okej, to prawda- jestem czarownicą.
Ale zapewniam was, że nie jest to tak niesamowite, jak mogłoby się wydawać. 
Wokół was żyją setki takich jak ja. Ukrytych, lub pragnących spokoju, ale jednak magicznych.
Nie skłamię mówiąc, że nie różnimy się od was aż tak bardzo. Mam dwie ręce, dwie nogi, parę oczu, uszu i głowę- bez rogów czy innych dziwnych narośli. Psychicznie też jestem podobna.
Czasem miewam gorsze dni i rzucam talerzami ze złości, kiedy indziej zaś, śmieję się do rozpuku z najmniejszej głupoty. Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, ale uważam, że zachowuję się jak typowa nastolatka. 
    Co więc odróżnia mnie od innych dziewiętnastolatek? Tak, właśnie moje umiejętności. Te wszystkie bajki o wybrańcach, którzy zostali obdarzeni darem od samego Merlina  i przekazali go dalej bla bla bla, to tylko kity, które wkręcane są wam od stuleci, żebyście nie interesowali się za bardzo naszym światem. Tak naprawdę  istniejemy od samego początku. Mniej więcej od chwili, w której pojawiliście się wy- mugole. Czemu ja jestem magiczna, a na przykład Sophie z Lime Street nie? To kwestia pochodzenia.Urodziłam się z związku dwójki charłaków- Jean Elizabeth Anderson i Christophera Erica Grangera. Ale wy nie wiecie nawet co to charłaki, prawda?
   Sama nie byłam tego świadoma przez jedenaście lat. Żyłam tak jak wy- chodziłam do szkoły, robiłam zakupy w Morrisons, umawiałam się z przyjaciółmi do kina czy teatru. Z perspektywy mugola byłam zupełnie zwyczajną dziewczynką. Nic nie świadczyło wtedy o mojej odmienności- ani przebarwienia skórne, ani dziwne sytuacje powiązane ze stresem. Nie przechodziłam etapu ''poznania'' tak jak inni i nie żałuję. To  nie byłoby nic przyjemnego.
   O swoich zdolnościach magicznych dowiedziałam się dopiero w liście otrzymanym od Dumble..
dyrektora szkoły magii i czarodziejstwa.  Owszem, jest szkoła dla takich jak ja. Zdziwieni?
Edukację rozpoczynamy w wieku jedenastu lat i w zależności od chęci trwa ona od siedmiu nawet do dwunastu lat. Aktualnie jestem na siódmym roku. Czy ostatnim? Nie mam pojęcia. Możliwe, że zdecyduję się na ''studia''.
  Podstawowymi przedmiotami jest transmutacja, eliksiry, historia magii, zaklęcia, obrona przed czarną magią i opieka nad magicznymi przedmiotami. Jednak nikt nie zabrania ci wybrać kilku dodatkowych lekcji. Wam, mugolom, raczej nic nie zaświeci na słowo ''SUM-y'' i ''OWTM-y''.
Są to egzaminy. Jedyne pisane przez całe siedem lat. Na nich zdajemy wszystkie podstawowe i dodatkowe przedmioty.
  Myślę, że konkretne procedury wyjaśnię wam podczas spotkania, o ile w ogóle chcecie tego słuchać. 
Wątpię żeby interesowały was progi procentowe i wymagania przedmiotowe. Wygląda to u nas.. podobnie. Pewnie zaskoczeniem jest dla was ilość testów. Sama ''wkraczając'' w ten świat nieźle się zdziwiłam. W porównaniu do cotygodniowego sprawdzianu z biologi i matmy wymagania magiczne są bajką! Właściwie oprócz wypracowań i zadań domowych nie jesteśmy za nic oceniani.
  Pewnie nie czyta się tego najlepiej ze świadomością, że na jutrzejszej lekcji historii upierdliwa nauczycielka zacznie odpytywać każdego z dat, prawda?  Wybaczcie jeśli niszczę wam tym listem humor, ale takie było moje zadanie- uświadomić was o.. podstawach naszego życia. Uwierzcie mi na słowo, że jest tego o wiele, wiele więcej. Stwory, wymiary, teleportacja, zaklęcia, nawet życie codzienne- to tematy, które będziemy mieli okazję jeszcze przedyskutować.
  List mimo wcześniejszej ''umowy'' piszę sama. Draco- arystokrata od siedmiu boleści, nie zjawił się w umówionym miejscu. Pewnie był bardzo zajęty nicnierobieniem- oddaje się temu jakże trudnemu zadaniu w każdy piątek w godzinach od 15 do 21, tak jeśli chcielibyście wiedzieć. Mam nadzieję, że nie namieszałam wam jakoś szczególnie w głowach. 
Pozdrawiam serdecznie, 
Hermiona Jean Granger
Prefekt naczelna Gryffindoru

PS. Przepraszam za bezosobowe zwracanie się i brak bezpośredniego zwrotu, ale nie wiedziałabym co miałabym napisać. Profesor Dumbledore nie poinformował mnie o waszej płci, nie wspominając już o imionach, a powitanie ''Drodzy mugole'' uznałam za nietaktowne i niegrzeczne.

Witam :)
Jestem Nesta i jak pewnie da się zauważyć po moim marnym stylu, jestem początkującą bloggerką.
Z pisaniem opowiadań miałam wcześniej bardzo krótką przygodę, która niestety nie zakończyła się za dobrze. Teraz zaczynam od nowa, z nową historią z.. Dramione, mam nadzieję mniej oklepanym niż większość.
Prolog jest.. prologiem. Nie mówi wiele, ale mam nadzieję, że wystarczająco aby zainteresować czytelnika.
Mam nadzieję, że szybko skończę rozdział pierwszy i będę mogła wstawić go jak najwcześniej.
Pozdrawiam, Nesta.