niedziela, 26 października 2014

Rozdział pierwszy


  -Otwórz te cholerne drzwi, fretko!-krzyczała próbując coraz to nowe zaklęcia. Była zdenerwowana. Od ponad dwudziestu minut próbowała dostać się do swojego dormitorium- wymawiała inkantacje, rzucała zaklęcia, biła, tłukła i darła się w niebo głosy, na próżno. Blond kretyn zabarykadował się od środka i za nic nie chciał wpuścić współlokatorki. Nawet szantaż i przekupstwo nie pomogły- On po prostu zdecydował się siedzieć w pokoju cały dzień i nie reagować na dźwięki dochodzące z korytarza. ''O ile jakieś dochodzą.''-pomyślała. Wystarczyło jedno zaklęcie aby pozbyć się uciążliwego hałasu, ale wątpiła aby skorzystał z niego w tej sytuacji. Przecież jej złość powodowała uśmiech na jego twarzy.-Nie rozumiesz, że mam spotkanie z Dumbledorem za jakieś pół godziny, a muszę się jeszcze przebrać i przeczytać materiały, które rzekomo powinniśmy przygotowywać razem? Malfoy, ratuję ci skórę z tym projektem i nie oczekuję wdzięczności, ale na Merlina, mógłbyś mi chociaż nie utrudniać zadania. Ja nie mam w tym żadnych korzyści, Ty-tak.
  Usłyszała jakby szuranie krzesła i charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Szybko podskoczyła do przejścia i nacisnęła mosiężną klamkę, która zaraz jej ustąpiła. Jej oczom ukazał się znajomy widok pokoju wspólnego- przytulnego pomieszczenia urządzonego  w odcieniach beżu i brązu. Uśmiechnęła się z satysfakcją i przekroczyła próg szukając wzrokiem ślizgona. Siedział on na fotelu, ze szklanką w ręku i nogami opartymi o stolik do kawy. Wyglądał na zrelaksowanego i zadowolonego z siebie. Stresowanie jej ewidentnie sprawiało mu radość.
-Nie musisz mi tego wypominać, Granger. Zresztą, mało obchodzi mnie ocena z mugoloznawstwa, uważam ten przedmiot za zupełnie niepotrzebny i nie rozumiem czemu uznali go za obowiązkowy. Jak dla mnie mógłby nie istnieć. Moglibyśmy się wtedy skupić na naprawdę ważnych lekcjach.
  -Na przykład na Eliksirach, tak? To chyba jedyna dziedzina nauki, która jest twoim zdaniem warta uwagi. Bezpodstawnie, nawiasem mówiąc. Mugoloznawstwo, szczególnie w czasach tak szerokiej nienawiści, jest bardzo potrzebne. Pokazuje, że między czarodziejami, a osobami niemagicznymi nie ma aż tak dużej różnicy. Hermiona poczerwieniała z gniewu i sztywnym ruchem poprawiła niesforne kosmyki wymykające się z jej artystycznego koka. Olewające zachowanie Malfoy'a irytowało ją już od jakiegoś czasu. Wciąż ''nie teraz, Granger'', ''Nie mam czasu, Granger'', ''Zrób to sama, Panno wszechwiedząca''. W ciągu dwumiesięcznego przygotowywania tylko raz zjawił się na spotkaniu u dyrektora- gdy nie wiedział jeszcze po co został wezwany. Później zawsze był ''zajęty'', najczęściej długonogimi pustakami ze znajomością tylko jednego zaklęcia- wypełniającego. A to jemu powinno zależeć! To jemu groziło niezdanie OWTM-ów z tego przedmiotu. To on był zagrożony, nie ona. Czemu więc olewał wszystko?
  -Eliksiry mogą przydać mi się w przyszłej pracy, a nauka o mugolach? Wybacz, ale nie mam zamiaru zajmować stanowiska starego Weasley'a. Jeśli cię tam ciągnie, proszę bardzo. To chyba najodpowiedniejsze miejsce dla ciebie i twojego pochodzenia.
Mówił to wszystko nawet na nią nie patrząc. Ze spokojem wpatrywał się za to w czerwono niebieskie języki ognia w kominku. Jakby to one były godniejsze jego uwagi.
-Jesteś świnią, Malfoy.
  Wycedziła przez zęby i obróciła się na pięcie. Kontynuowanie rozmowy uznała za marnotrawstwo i stratę czasu, którego i tak miała już  niewiele. Z dumnie uniesioną głową ruszyła w kierunku kręconych schodów. Nie zamierzała pokazać swojemu wrogowi, że ostatnie zdanie trochę ją zabolało.

---

  Lekko przed dwudziestą pierwszą stanęła przed posągiem chimery. Figura tak rzadkiego zwierzęta od zawsze ją intrygowała. Gdy była młodsza zastanawiała się nad dokładnością w oddaniu wyglądu hybrydy. Żadne książki czy czasopisma nie ukazywały jej wyglądu, skąd więc autor mógł znać jej kształt, wielkość, wygląd? Musiałby ją spotkać i przeżyć, a było to niemożliwe z powodu dzikości zwierzęcia. Więc jak powstało to dzieło? Do teraz się zastanawiała.
  Delikatnie musnęła palcem grzywę lwa i odsunęła się o dwa kroki czekając na reakcję. Zwierzę zaczęło się budzić. Przeciągnęło się jak na kota przystało, po czym wyprostowało chude nogi i zaczęło wymachiwać syczącym ogonem. Minęła chwila zanim zwrócił bystre oczy na nastolatkę.
-Nazywam się Hermiona Jean Granger, prefekt naczelna Gryffindoru,uczęszczam na siódmy rok nauki. Jestem umówiona z dyrektorem Dumblerorem na rozmowę w sprawie projektu ''Z mugolami na 'Ty' ''.
Posąg zmrużył swe oczy i z ciekawością przyglądał się stojącej przed nim dziewczynie.
-Czy znasz hasło, Hermiono Jean Granger, wychowanko domu walecznego Godryka?
Tubalny głos był słyszalny chyba nawet na drugim końcu korytarza. Hermiona odgarnęła, nadal wilgotne po kąpieli, jasnobrązowe fale z ramion i obejrzała się czy aby nikt nie podsłuchuje.
-Lukrowe laseczki.-wyszeptała, a chimera natychmiastowo ustąpiła jej przejście.-Dziękuję.
  Wspięła się po spiralnych, ruchomych schodach, które doprowadziły ją do dębowych drzwi. Lekko w nie zastukała, a po usłyszeniu ''Wejdź, Hermiono'', otworzyła. Rozejrzała się po pomieszczeniu i pierwszym co rzuciło się jej w oczy była Tiara Przydziału, ta sama, która osiem lat temu zastanawiała się nad wyborem: intelekt, a odwaga. Wybrała odwagę, ale czy na pewno był to dobry wybór?
Panna Granger przez lata zastanawiała się jakby to było, gdyby trafiła jednak do Ravenclaw'u
Czy przeżyłaby te wszystkie przygody czy zaprzyjaźniłaby się z Harrym, Ginny i Ronem? Może w ogóle by ich nie znała, może zamknęła by się w bibliotece z innymi krukonami i nie godziłaby się na jakiekolwiek wyjścia, imprezy? Czy stałaby się drugą McGonagall?
-Wiele osób zastanawia się nad tym ''co by było gdyby'', zupełnie niepotrzebnie. Tiara mimo swojego wieku nadal radzi sobie całkiem nieźle. Jeszcze nigdy się nie pomyliła, a przynajmniej ja o takiej pomyłce nic nie wiem. Jesteś książkowym przykładem gryfonki, Hermiono. Jesteś uczciwa, odważna, prawdomówna i honorowa, nie wyklucza to jednak mądrości, z której słyniesz.
-Naprawdę miło mi to słyszeć panie dyrektorze.
Uśmiechnęła się nieśmiało i podeszła do mosiężnego biurka, przy którym siedział mężczyzna.
-Usiądź proszę, to może długo potrwać.
Czarodziej odwzajemnił uśmiech i wskazał lewą ręką stojący przed nim krzesło, na którym dziewczyna szybko usiadła.
-Nie oszukujmy się, wielkimi krokami zbliża się grudzień, a my mamy na razie ustalony jedynie termin waszego wyjazdu do Aarona i Florence. To rodzeństwo urodzone ze związku mugolki i czarodzieja półkrwi,
niemające żadnego związku z naszym światem, jeśli nie liczyć książek fantasy, które Florence pochłania z zamiłowaniem. Znają swoje pochodzenie, ale sami nie wykazują umiejętności magicznych. Waszym zadaniem jest przedstawienie im świata ich przodków.Wiesz chyba o czym mówię, prawda?
Zapytał, a szatynka pokiwała głową z wyrazem zamyślenia wypisanym na twarzy.
-Dziewczyna jest w wieku twoim i Dracona, chłopak jest dwa lata starszy, ma rocznego synka, który będzie wam towarzyszył podczas.. zwiedzania. Mam nadzieję, że nie jest to problem?
-Nie, absolutnie. Jeśli tylko da nam spać..
-Myślę, że wystarczy zaklęcie wyciszające i nie będzie z tym problemów. Wyjeżdżacie dwudziestego grudnia z Hogsmeade około godziny dwunastej. Podróż potrwa cztery do sześciu godzin, oczywiście nie będziecie sami w pociągu, ale nie spodziewałbym się wielu podróżników. Na miejscu będzie na was czekać Florence. Rozpoznacie ją po ognistych włosach i szczupłej budowie. Nie musicie się obawiać, dobrze wie jak wyglądacie i bez problemu was rozpozna.
-Czy będzie na peronie 9 i 3/4? Powiedział pan..
-Och, słuszna uwaga, panno Granger. Panna Wilson będzie na was czekać przed peronem dziesiątym. Nie powinno być kłopotu ze spotkaniem, ale w razie kłopotu możecie skontaktować się telefonicznie. Pojedziecie razem do akademika Florence, gdzie będziecie mogli zjeść, odświeżyć  i trochę się przespać. Raczej nie będzie was zmuszała do eskapad po mieście, spędzicie pierwszy dzień spokojnie. Dopiero następnego dnia wyjedziecie do Manchesteru- rodzinnego miasta nastolatków. Tam poznacie Aarona, jego synka Aleca i Helen-ich matkę. Późniejszych planów niestety nie znam.
-Wyjazd nie powinien być kłopotliwy, niech pan dyrektor nie zapomina, że znam tamten świat lepiej od magicznego. W razie jakichkolwiek kłopotów jestem w stanie zadbać o siebie i Malfoy'a.  W ostateczności zadzwonię do.. Florence, tak? Podawałyśmy sobie numery listownie. Jedynym problemem, który widzę są szkolne zaległości. Przez dwa tygodnie nazbiera ich się dość sporo..
-Pan Zabini-jeden  z lepszych uczniów na siódmym roku, będzie regularnie wysyłał wam zadania sowią pocztą. Będzie to ciekawe doświadczenie dla państwa Wilsonów.
-O ile zechce wysyłać lekcje szlamie- wyszeptała.
---
Tak więc przed wami rozdział pierwszy.
Udany, nieudany? Pozostawiam waszej ocenie.
Przepraszam, że tak krótko, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie (szkoła) i żeby nie dodawać rozdziału raz na miesiąc postanowiłam wrzucać krótsze, ale częstsze posty.
Czy może tak być?
~Nesta

1 komentarz:

  1. Tak, pasuje, pasuje!
    Powiem tak. Rozdział pierwszy wywołał na mojej twarzy uśmiech oraz parsknięcie śmiechem. Dracon taki niedobry? :D Hyhy, a niech będzie >,< Zbyt dużo nie mogę napisać po pierwszym rozdziale, ale .. Florence, rude włosy? ^^ Skojarzyło mi się to z pewną piosenkarką! Bardzo mnie ciekawi ta "wymiania" czy misja prefektów. Jestem również zaintrygowana jak będzie się zachowywać Draco w stosunku do dziecka :P
    Jak wgl dwa lata starszy chłopak ma dziecko? WPadka?
    Ah, no cóż.
    Czekam na więcej, a mam jeszcze do nadrobienia!

    Pozdrawiam,
    Lupi♥

    PS. McGonagall nie mcgonagall ;)
    PPS. Dodałabym więcej opisów, jestem ich fanką :3
    PPPS. I radzę wyłączyć weryfikację, jest jedynie wrzodem dla komentujących

    OdpowiedzUsuń